niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 22: Alex

             Spojrzałam na zegar, za pięć minut zaczynała się lekcja. Sala była prawie pusta. Jedyną żywą osobą byłam ja. Spokojnie siedziałam na krześle, w ostatniej ławce. Znając życie wszyscy przyjdą w ostatniej minucie. Oparłam brodę na dłoniach i zdmuchnęłam z twarzy niesforny kosmyk. Zawsze lubiłam tą sale, nikt tu nie przychodził mogłam być sam na sam z myślami. Brudno niebieskie ściany, kojarzyły mi się z jeziorem w samym środku lata. Metalowe krzesła były strasznie niewygodne, spróbowałam ustawić się w jakiejś lepszej pozycji ale gdy nic nie zadziałało westchnęłam znużona. Usłyszałam dzwonek na przerwę, wraz z nim fala demonów wlała się do sali, niszcząc moją piękną cisze. Minął już tydzień od incydentu z Katie, od tej pory ani razu nie pojawiła się na zajęciach, nie oczekiwałam, że dziś będzie inaczej. Zobaczyłam Emme, na drugim końcu sali, mówiła coś do Erika. Uśmiechnęłam się na ich widok, pomachałam im po czym wyciągnęłam książki. Pani Browns powinna się zjawić w ciągu kilku minut. Obeznanie w nad przyrodzonym świecie, byłam wręcz pewna, że nie dowiem się tu nigdy niczego nowego. Za dużo już wiem. Wczoraj było spotkanie rady, przyszłam tam, jedynie, żeby dowiedzieć się kiedy wraca mój brat. Zostały tylko dwa dni, dowiedziałam się również, że była ostatnio jakaś walka, którą przegraliśmy. Straty liczone są na około 20 osób, nie dużo ale również nie mało. Nie znałam z nich nikogo, więc nie czułam wielkiego smutku. Usłyszałam skrzypnięcie drzwi, odwróciłam głowę. No tak, jak mogłam nie zauważyć, że wcześniej go tu nie było. Nasza ostatnia rozmowa nie skończyła się najlepiej. Właściwie stanęliśmy na groźbach mojej śmierci. Chłopak zmierzał prosto w moją stronę, był w świetnej formie. Nie było widać po nim oznak zmęczenia, jakby nie przytłoczyły go ostatnie wydarzenia, sprawa z mapą, aniołami. Nie wiem jaki ma na to sposób ale zdecydowanie działa. Jace zajął miejsce obok mnie. Byłam zdziwiona, gdyż myślałam, że nie rozmawiamy ze sobą.
- Co tu robisz? Spytałam, nie kryjąc zdziwienia.
- Czy nie mogę po prostu szukać towarzystwa pięknej dziewczyny? W jego głosie można było wyczuć wyraźne rozbawienie. 
No tak, chyba nigdy nie dowiem się od nikogo prawdy. Na jego twarzy pojawił się uśmiech niewiniątka. Mimowolnie się zaśmiałam. 
- Poproszę ten prawdziwy powód. - Powiedziałam starając się przybrać najpoważniejszą minę na jaką było mnie stać.
- Ależ to jest prawdziwy powód. - Zapewnił, udając oburzenie, co doprowadziło mnie do śmiechu. 
Wygodnie rozsiadł się na krześle, wyciągnął książkę i pozorował wciągniętego książką. 
              Wtedy weszła profesorka, na jej bladej skórze liczne blizny wydawały się wręcz niewidoczne. Siwe włosy miała upięte w luźny kok. Wory pod oczami świadczyły o nie przespanej nocy. Kiedyś należała do rady, ale postanowiła odejść, 700 lat robi swoje. Ja mam zaledwie 17, no cóż właściwie jeszcze nie. Został mi miesiąc do tego dnia. Naszły mnie podejrzenia, że może dlatego Chris i mama wracają, ale szybko się ich pozbyłam, przecież gdyby tak było nie musieli by przyjeżdżać z takim wyprzedzeniem. 
- Dzisiaj, przerabiamy najgorszy temat. - Znużony głos, rozciągnął się po sali. To jedno zdanie wystarczyło, żebym wiedziała co dzisiaj zaczniemy omawiać. - Syreny.
To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu. Nie lubię syren, co nie zmienia faktu, że je podziwiam. Żyją w najgłębszych częściach oceanu, ich głos jest nieziemski dla ludzi ale nas drażni, przypomina jęk bólu. Ich twarz jest zniekształcona, nie mają grama tłuszczu, tylko skóra i kości. Każda z nich ma nienaturalnie dużą burze włosów. 
- Po czyjej stronie są syreny? - Zapytała nauczycielka, leniwie przeciągając sylaby. Po czym mruknęła coś do siebie co brzmiało jak ''Nienawidzę uczyć tych bachorów''
Na jej miejscu też bym się wkurzała, połowa klasy jest zajęta głośną rozmową i przekrzykiwaniem się nawzajem. druga nie przyszła albo była zbyt zajęta swoimi sprawami. 
- Po niczyjej. Są neutralne. - Usłyszałam, czyjś głos dobiegający z końca sali.
Moja wiedza o nad przyrodzonych stworzeniach była naprawdę duża, zawsze uważałam, ze sojusznika i wroga trzeba znać jednakowo. Syreny nigdy nie wypływają tam gdzie dociera światło, ich głos jest na tyle donośny by można go było słyszeć nad powierzchnią. Wabią swoje, srebrno niebieską nicią, która oplata głupca, który wejdzie do wody i zacznie podążać za ich głosem. Gdy dotknie cię syrenia nić, nie ma już odwrotu. Stajesz się pokarmem, najsłabszym ogniwem w łańcuchu pokarmowym. Nie warto zadzierać z tymi stworzeniami, są sprytniejsze niż nie jeden demon. Ich pułapki są praktycznie nie do wykrycia. Dlatego lepiej nie zapuszczać się w głębie oceanu. Mój towarzysz z ławki też nie wydawał się zainteresowany lekcją, promienie słońca oświetlały jego porcelanową cerę. Zauważył, że się w niego wpatruje, ściągnął nogi z ławki i obrócił się w moją stronę. Pewny uśmiech, zdobił jego twarz, biała bluzka luźno opadała na jego ciało. Pochylił się w moją stronę, po czym szepnął
- Jeśli chcesz się we mnie po wpatrywać to mam dzisiaj czas. Może ,,Black Fire''
- Nie wyobrażaj sobie za wiele. - Odpowiedziałam z udawaną słodyczą.
Tak naprawdę to mogło by być całkiem fajnie, ale mam dużo rzeczy na głowie. Chłopak wzruszył ramionami i odsunął się posyłając mi zniewalający uśmiech.   

.......


               Lekki wiatr owiewał moje włosy. Czułam szczęście na myśl, że to ostatnia godzina. Zastała tylko nauka walki, ciekawi mnie komu tym razem, będę mogła skopać tyłek. Swoją ciężką pracą naprawdę wiele osiągnęłam. Spędzałam godziny ćwicząc siłę na workach treningowych, co skutkowało popękanymi kostkami. Robiłam kilkanaście okrążeń wokół muru, stawałam się coraz bardziej wytrzymała. Postawiłam sobie za cel bycie najlepszą, udało się, godziny treningów, miesiące poświęcone ćwiczeniom. Uczyłam się taktyki, wiedzy o wrogu jak i przyjacielu. Nigdy nie można, być nikogo na sto procent pewnym. Każdy może wbić ci nóż w plecy. Byłam pewna, że mogę liczyć na siebie. Dlatego tu stałam, pewna zwycięstwa, bo wierze w siebie. 
- Christopher. - Emma westchnęła rozmarzona. -  Myślisz, że nadal jest taki przystojny? 
- Fuujjj, to mój brat. - Powiedziałam udając obrzydzenie, po czym oboje wybuchnęłyśmy śmiechem.
Na boisku, były sektory wyznaczone białymi liniami z taśmy, jeden na parę. Było nas około 20. Każdy miał swój własny plan zajęć, na szczęście mój w większości pokrywał się z Emmy. W tym samym momencie zobaczyłyśmy, że Erik idzie w naszą stronę. Energicznie pomachałam mu, po czym usiadłam na ławkę w wyczekiwaniu na trenera. 
- A więc, jakieś nowe wieści? - Jego głos wydawał się bardziej żywy. Cieszyłam się widząc go uśmiechniętego. Wory pod oczami zniknęły ale wiedziałam, że coś trapiło go i może wciąż trapi tylko dobrze to maskuje.
- Nie wiemy nic. Opowiedziałyśmy zgodnie.
Niestety taka była prawda, nie mieliśmy, żadnych nowych wieści w sprawie Em i aniołów. Nie rozumieliśmy dlaczego ona. Dziewczyna dobrze walczy i w ogóle, ale czemu zadali sobie tyle trudu?
Miałam więcej pytań niż odpowiedzi. Dotąd nie powiedziałam im o zdarzeniu z Katie, zawsze mieliśmy lepsze tematy do rozmowy. Kompletnie wypadło mi to z głowy. Uznałam, że to dobry moment, żeby wszystko powiedzieć.
- Katie, chciała mój naszyjnik w zamian za informacje a Jace zaprosił mnie na randkę. - Nigdy nie owijałam w bawełnę. Właściwie nawet nie wiem czemu wspomniałam o chłopaku, te słowa same wypłynęły z moich ust. 
-Co zrobiła? - Szok na twarzy przyjaciela, przypominał mi moje zdziwienie tamtego wieczoru.
Moje serce przy spieszyło, wtedy mój wybór wydawał mi się słuszny ale....gdyby ten informacje mogły uratować moją przyjaciółkę a ja nic nie zrobiłam. W tamtym momencie zrozumiałam czemu Erik popełnił tyle błędów, robił to co uważał za słuszne. 
- Zgodziłaś się? - Zapytała z nie dowierzaniem Emma, a ja nie byłam pewna czy ma namyśli naszyjnik.
- Jeśli ona czegoś chce, nie pomogę jej w zdobyciu tego. - Twarze przyjaciół powoli opuszczało zdenerwowanie. - Co do ranki, mam za dużo spraw na głowie
Usłyszałam głośne westchnięcie czarnowłosej, po którym walnęła mnie, żartobliwe w ramie. Wtedy zaczął się koszmar. Musiałam wysłuchiwać, jej skarg i tego jakie tragiczne mogą być konsekwencje mojej odmowy. Słuchałam jej jednym uchem, nie wiem jak ale doszłyśmy do tego, że  skończę jako samotna dziewczyna z kotem. Zakocham się w nim ale będzie już za późno. 
                  Moje katusze przerwało przyjście nauczyciela. Obok niego szedł mój towarzysz z poprzedniej lekcji, wlókł za sobą wielki czarny worek. Trener otworzył go jednym szybkim ruchem, były w nich stroje do walki, rzucił każdemu po jednym. Ucieszyłam się, bo miałam na sobie kolorowy top i zbyt obcisłe jeansy. Gdy już byliśmy przebrani, pan Tanner zaczął gadać coś bezsensownego o tym, że przeciwnik przewidzi nasz każdy ruch, jeśli nie będziemy zmienni. Dobra, każdy to wie. Gdy przestał ględzić, Jace wyszedł przez rząd.
- Chce walczyć z Alex. - Powiedział, obojętnym tonem.
Poczułam irytację, przecież dobrze wie, że nienawidzę swojego imienia. Naprawdę go nie rozumiem, czasami stara się mnie poderwać, a w następnej chwili jak najbardziej mnie zdenerwować. 
Nauczyciel, kiwnął głową i gestem wskazał nam sektor. Boisko było oddalone od szkoły o 200 metrów, z trzech stron otaczał nas las. Zawsze uważałam, że kryją się w nim niezliczone sekrety, które nie ujrzą nigdy światła dziennego. Czułam się dobrze w otoczeniu drzew, wychowałam się wśród nich. Dodawały mi pewności siebie. Gdy doszłam do wyznaczonego miejsca, na tyle daleko, żeby odciąć się od podsłuchujących ludzi, postanowiłam porozmawiać z chłopakiem.
- Nazywam się Lexi. Już ci to chyba mówiłam. - Postanowiłam, zacząć od najbardziej irytującej mnie sprawy. 
Wydawał się rozbawiony, moją frustracją. Zaśmiał się cicho, co rozzłościło mnie jeszcze bardziej. Nikt nie może od tak mówić do mnie prawdziwym imieniem i on dobrze o tym wie.
- Nie. Masz na imię Alex. 
Bawiło go to, lubił mnie denerwować. Postanowiłam, nie drążyć teraz tematu naszej randki, która i tak nie będzie miała miejsca. Wyłamałam nadgarstki i rzuciłam się na niego. Zaskoczony nie zdążył obronić ataku. Udało mi się powalić go na ziemie. Czułam napinające się mięśnie chłopaka, fala bólu zalała moje prawie ramie. Chłopak przebił mi skórę paznokciami, jęknęłam wbrew sobie. Teraz to ja leżałam a on przygniatał mnie swoim ciężarem. Zbliżył łokieć do mojego gardła odcinając mi dopływ powietrza, Nie mogę przegrać, nie tak. Kopnęłam mocno nogami, chłopak osunął się. Wykorzystałam to, wstałam po czym odeszłam kilka kroków, żeby mieć czas wziąć głębszy oddech.
Dzieliły nas zaledwie trzy metry. Chodziliśmy w kółko jak przyczajone koty, gotowe odeprzeć atak. To on pierwszy się ruszył, zrobiłam zręczny unik. Przewidziałam to, zdradził się wprawiając ręce w ruch dwie sekundy przed atakiem. Podstawowy błąd. Podeszłam go od tyłu i wykręciłam mu ręce. Wiedziałam, że się uśmiecha, nie stawiał oporu. Kopnęłam go kolanem w plecy, powalając go na beton. Triumfalny uśmiech zagościł na mojej twarzy. Udało się, wreszcie go pokonałam.
- Dobra robota. - Powiedział, obracając się na plecy. Zaczął się śmiać, powody nie były mi do końca znane. Wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał, po chwili dodał. - Lexi.
Poczułam, że wygrałam dzisiaj nie jedną walke.



Wiem, że długo nic nie dodawałam, właściwie miesiąc ale teraz posty będe regularnie w weekend dodawane :) Jak wam się podobało? Jeśli, ktoś ma jakieś pytania do rozdziału czy też nie to zapraszam na mojego aska http://ask.fm/JestemCzarodziejemm :) Zachęcam do komentowania.